środa, 21 stycznia 2009

Łabędzie


Pytałam dzisiaj Dorotkę czy widziała łabędzie na jeziorze. Widziała. No to znów nie odleciały. A dlaczego? Bo my ludzie nauczyliśmy je tego dokarmiając latem. Bo wygodnie tak pływać sobie w mieście po stawiku, po jeziorze gdzie dzieciaki przychodzą na spacer z rodzicami i sypią okruszki chleba. Ptakom się wydaje że już zawsze tak będzie i wypasione, oswojone w podróż się nie wybierają. A powinny - bo łabędzie to ptaki wędrowne, i robimy im wielką krzywdę pozwalając zostać. Zimą większość stawów zamarza, ludzie jedzenia już nie przynoszą zaszyci w ciepłych mieszkaniach. A łabędzie krążą po coraz ciaśniejszych kałużach by nie zamarznąć, lub odlatują w stronę większych skupisk wody. Jest już za późno by odlecieć. Nie dokarmiajmy łabędzi latem!!! Dbajmy o te które zostały na zimę!!!
A na pocieszenie zróbmy sobie łabędzia z ciasta parzonego
Łabędzie
100g mąki pszennej, 50g margaryny, 100 ml wody, aromat cytrynowy, 3 jajka, sól, płaska łyżeczka proszku do pieczenia
Krem: 3 białka, 100g cukru, 40 ml wody, aromat cytrynowy
Wodę zagotować z margaryną, Do gorącej wsypać mąkę, proszek do pieczenia oraz sól. Zaparzyć. Masę mieszać drewnianą łyżką tak długo aż powstanie jednolita masa i zdjąć z ognia, przestudzić i podawać po jednym jajku mieszając. z ciasta wycisnąć łezki na wysmarowaną tłuszczem blachę i głowy łabędzia w kształcie cyferki 2. Piec około 25-30 min.
Białka ubić na bardzo sztywną pianę. Cukier z wodą zagotować na bardzo gęsty syrop i wlać do białka. Dodać aromat cytrynowy.
Gotowe łezki przeciąć na pół, górną część przekroić tak aby powstały skrzydła łabędzia. Wypełnić kremem, włożyć głowę i posypać cukrem pudrem
Słodkie, prawda? I zostaną z nami na zimę ;)
Przepis z nr 96 "Ciasta Domowe"

niedziela, 18 stycznia 2009

oszinki - ciasteczka z kleiku


Dzisiaj coś dla koleżanek z pracy. Tak, tak Agnieszko, Aniu... Kiedyś pamiętam taki przepis miała moja mama w swoim kuchennym zeszycie pod nazwą oszinki - i to były moje ulubione ciastka. Potem jakaś nastała pustynia zapomnienia, aż pewnego dnia Ania przyniosła do pracy najlepsze ciasteczka na świecie. Nasza Ania zresztą jest mistrzynią wypiekania ciasteczek i lubię się przewijać przez pokój w którym pracuje, z powodów jak się każdy domyśla...łasuchowania. Poprosiłam o przepis i tak się "oświeciłam"- przecież znam ten skład. Dziękuję Aniu za przepis dzisiaj udostępniam go i Agnieszce i wszystkim tym którzy mają na łasuchowanie chęć.
Oszinki
25 dkg kleiku ryżowego, 25 dag margaryny, 3/4 szklanki cukru, 3 jajka, cukier waniliowy, łyżeczka proszku do pieczenia
margarynę utrzeć z cukrem, dodać żółtka, następnie kleik i proszek do pieczenia. Wymieszać z pianą ubitą z białek i uformować małe kulki. Piec do zrumienienia.

I zastanawiam się jak to się dzieje że Ania zawsze przynosi ciasteczka do pracy a u mnie po niedzieli to zostają tylko okruszki?

środa, 14 stycznia 2009

Chałwowy pucharek


No więc wracam do deserów... Po tych pączkach, ciastkach i sernikach sama wyglądam jak piernik i w nic się nie mieszczę. A jednocześnie wykazuję wysokie uzależnienie od słodyczy - zwłaszcza czekolada działa na mnie jak amfetamina. Poszukałam, pogmerałam w moich szuflad odmętach i wyciągnęłam z głębin przepis na coś w moim mniemaniu i słodkie i choć odrobinę zdrowe. Tak, tak... typowy objaw uzależnienia. Ale wyczytałam jednocześnie że chałwa jest prawdziwym źródłem witamin i kwasów pożytecznych dla zdrowi i urody. I myślę że to mnie choć odrobinę usprawiedliwia.
Chałwowy pucharek
2 banany, 2 mandarynki, kubek gęstego jogurtu naturalnego (350 ml), 4 łyżki startej czekolady, 10 dag chałwy waniliowej, kilka kropli soku cytrynowego
Mandarynki obrać, podzielić na cząstki, banany pokroić w plasterki, skropić sokiem z cytryny. Pokruszoną chałwę wymieszać z jogurtem. Dodać owoce i czekoladę. Wymieszać.

No i teraz z czystym sumieniem mogę iść spać. I mam nadzieję że łóżko się pode mną nie zarwie ;)

czwartek, 8 stycznia 2009

Likier mleczny i kukułka

Mam dzisiaj zły dzień, taki z katergorii "nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi a świat jest zły". Zepsuł się samochód, w pracy zmasowany atak pracy, spóźnił się autobus i zamarzły paluszki na mrozie. Wiem, wiem... jutro będzie lepiej.
Dziś jednak jestem zmęczona i chce mi się ryczeć. Jest nawet taka piosenka..." bo gdy jest źle to dobry znak bo jutro musi dobrze być". Ja wiem że jutro znów będzie dobrze, wiem że wstanę znów uśmiechnięta i z pasją rzucę się w wir pracy. Będzie mnie cieszył śnieg, poranne słońce...
A dzisiaj...
mam ochotę się zaszyć gdzieś z butelką mojego likieru, dobrą książką i pssssttt...
Ale obiecałam że się podzielę
Likier mleczny - puszka słodzonego mleka kondensowanego, 250 ml niesłodzonego mleka kondensowanego, 250 ml wódki
Puszkę gotujemy ok. 2 godziny, następnie otwieramy , mieszamy z mlekiem niesłodzonym i powoli wlewamy wódkę
Likier kukułka - 500 ml mleka kondensowanego niesłodzonego, paczka (ok. 300g) cukierków kukułka, 250 ml wódki
cukierki rozpuszczamy gotując w mleku, studzimy i wlewamy wódkę
Ot i cała filozofia...
A jaka pyszna filozofia :)
No i już mi przeszło. Pomarudziłam sobie i od razu lepiej. Ale na taki malutki kieliszeczek to się jednak skuszę

niedziela, 4 stycznia 2009

Róże karnawałowe


I teraz przyznam się dlaczego bezy. Ano dlatego że zostały mi białka. A co można zrobić z białkami w dużej ilości? No właśnie!
U mnie to tak bez przesady świąt nie ma bez sernika i schabu ze śliwkami w winie (uśmiech w stronę Majany). I wykorzystując tutaj całą moją kulinarną wiedzę tajemną co rok sprawiam że Pan Mąż będąc syty i szczęśliwy po świątecznym obiedzie miłość mi przysięga dozgonną ;)
By zbyt szybko nie zapomniał o swoich świątecznych obietnicach - biegnę do kuchni nadal kusić zapachami i że pięknie ma być i smacznie - zasypuję stół różami. To też już tradycja, bo nie ma karnawału bez róż karnawałowych. I może on nie pamięta to ja owszem że na pierwszy nasz wspólny sylwester zabrałam te ciastka w tej puszce (i tu uśmiech w stronę Bei)
Róże karnawałowe
300g mąki, 6 żółtek, 2 łyżki masła, 3 łyżki śmietany, 2 łyżki cukru pudru, 1 łyżka spirytusu, 1 białko do smarowania, tłuszcz do smażenia, 100g wiśni z konfitur, sól, cukier puder do posypania
żółtka ucieramy z 2 łyżkami cukru pudru, dodajemy masło, wlewamy spirytus i ucieramy na jednolitą masę. Mąkę mieszamy ze śmietaną, dodajemy masę żółtkową oraz szczyptę soli, mieszamy, zagniatamy ciasto i wybijamy drewnianym wałkiem przez 10-15 minut. Ciasto cienko rozwałkowujemy i wykrawamy z niego kółka o średnicy 6 cm, 5 cm i 4 cm. Powinna być taka sama ilość kółek każdej wielkości. Brzegi kółek nacinamy w paru miejscach, środki smarujemy białkiem. Nakładamy na siebie, jedno na drugie, po trzy kółka różnej wielkości od największego do najmniejszego. Przyciskamy w środku palcem by zlepiły się ze sobą. Smażymy na rozgrzanym głębokim tłuszczu, osączamy na papierowych serwetkach i posypujemy cukrem pudrem. Do środka każdej róży wkładamy wiśnię.
Z tego samego przepisu można zrobić pospolite faworki czyli chrust, ale róże o wiele piękniej rozkwitają na karnawałowym stole.
Przepis z książki Marka Łebkowskiego "Doskonała kuchnia polska"

sobota, 3 stycznia 2009

bezy czekoladowe


Ostatnio na blogu Liski zobaczyłam przepiękne bezy. A że u mnie od oczu do żołądka bardzo bliska droga, pochorowałabym się gdybym takich bez nie zjadła. Byłabym skłonna zjeść nawet same te przepysznie wyglądające zdjęcia. Ot, tak działa magia dobrej reklamy. Przypomniały mi się bezy które jadałam w pewne mroźne poranki, w pewnym mieście, na pewnym dworcu autobusowym w drodze na praktykę. Taki ulepek z białka i cukru dodawał mi energii na cały ciężki dzień pracy z dzieciakami. Oj, dawne czasy...
Bezy były czekoladowe, więc pierwsze moje bezy w życiu też musiały być czekoladowe jak moje wspomnienia. Nie wiem dlaczego tak zawsze się bałam przepisów na bezy? Może bardziej rachunku za prąd? Hi,hi,hi
Bezy
8 białek,250g cukru,200g cukru pudru,30g skrobi ziemniaczanej (zamiast skrobi dodałam 2 łyżki budyniu czekoladowego)
Białka ubić na sztywno dodając stopniowo cukier, następnie cukier puder i skrobię. Kłaść na papierze do pieczenia po dwie łyżki. Suszyć w piekarniku około 2 godziny w tp.120 stopni.
Proste i naprawdę wyśmienite. Sklepowe się nie umywają.
a gdyby jeszcze dodać krem kawowy?
Przepis zaczerpnięty z książki "Mała szkoła pieczenia"