wtorek, 30 grudnia 2008

Marcepanowe róże


 No i po świętach pozostały okruszki po kątach i po boczkach... Hi,hi,hi... po świętach, po świętach a tu trzeba zakasać rękawy i do sylwestrowych wypieków przystąpić, a potem w szał karnawałowych wpaść słodkości  póki się jeszcze w drzwiach kuchni mieszczę. Hi,hi,hi... Powspominam sobie dzisiaj

Marcepanowe róże

Na ciasto: 50 dag mąki, 40g drożdży, 1/4 l mleka, 80g cukru, 100g margaryny, szczypta soli, Na nadzienie: 100g surowej masy marcepanowej, 100g cukru złocistego, 100g zmielonych orzechów lub migdałów, 2 białka, 20g rumu, 1/2 łyżeczki cynamonu

Zarobić ciasto drożdżowe - zakładam że każdy wie jak, ja dodam jednak od siebie, że wszystkie produkty wcześniej podgrzewam do mniej więcej tej samej temperatury bowiem drożdże lubią ciepełko i z wdzięczności zawsze pięknie wyrastają. Utrzeć masę marcepanową z cukrem, orzechami, białkiem, cynamonem,oraz z rumem na gładką masę (dodałam też rodzynki bo lubię). Natłuścić blachę. Ciasto drożdżowe rozwałkować na 30x80 i 1 cm grubości, rozsmarować masę marcepanową, zwinąć od dłuższej strony w roladę i pokrajać na kawałki szerokości 4 cm. Ułożyć je koło siebie na blasze i pozostawić na 30 min pod ściereczką do wyrośnięcia. Piec około 30 min w temp 200 stopni. Można zamiast marcepanowego przyrządzić nadzienie z twarogu, owoców kandyzowanych lub maku. To już jak kto woli.

No i nikt nie zgadnie co znalazłam pod choinką. Książkę kucharską, a jakże :)

Przepis z książki "Mała szkoła pieczenia"

sobota, 27 grudnia 2008

Alkohole czas zacząć


No bo jak tu widzę- nazbierało mi się. Pan mąż ręce zaciera, a tu nic i nic. Pozwalam jedynie od czasu do czasu którąś z butelek potrząsając, szanownemu małżonkowi powąchać. Trochę mu żal że tyle wódki się marnuje, a mnie żal nie jest, bo za wódką nie przepadam. Za to nalewki i owszem, owszem - a już najbardziej słodkie, kuszące likiery. Oczywiście wszystko w stosownych dla damy ilościach i z iście królewskiego, kryształowego kieliszka. 
I tak w kolejności na parapecie stoją - gruszki w wódce, likier mleczny, likier kawowy i rozlane ostatnio (jeszcze nie odstane acz mocne) wino z róży.
Zacznijmy od gruszek - orginalny przepis mówi o porto, lecz o porto u mnie trudno, więc potraktowałam gruszki wódką i nic na tym nie straciły. Przepis podaję na dwa duże słoje po 90 ml
2 kg gruszek, 50 dag cukru, 600 ml porto lub wódki (dodałam jeszcze po gwiazdce anyżu na słój - ot tak odświętnie)
Gruszki należy obrać, poprzekrawać na ćwiartki i usunąć gniazda nasienne. Włożyć do garnka, zasypać połową cukru i nalać tyle wody by zakryć owoce. Gotować około 5-10 minut aż gruszki zmiękną. Wyjąć gruszki z garnka i włożyć do słojów. Do syropu dodać resztę cukru i gotować aż wyparuje połowa płynu. Syrop odstawić by trochę ostygł i wymieszać z alkoholem. Dobrze wymieszać i zalać gruszki w słojach tak by roztwór zakrył owoce. Odstawić w chłodne i ciemne miejsce na conajmniej 4 tygodnie.
Takie gruszki pachnące anyżem to coś pięknego z  górką bitej śmietany i na święta i po świętach

wtorek, 23 grudnia 2008

czekoladowa w czekoladzie


Kwintesencja smaku - o tak! Raj dla mojego podniebienia. I nic więcej nie dodam.
Po prostu Czekolada w czekoladzie.
100g czekolady (mlecznej, deserowej lub gorzkiej) 3 jajka, łyżka żelatyny (choć też niekoniecznie)
Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej, żółtka mieszamy z gorącą czekoladą, dodajemy rozpuszczoną żelatynę. Białka ubijamy na pianę ( wystarczy jedno białko - trzy to za dużo) i mieszamy z ostudzonym kremem czekoladowym. Wlewamy do natłuszczonych miseczek i oziębiamy w lodówce.
To wszystko :)
Znikam zanim mi się mleko przypali. A życzenia? życzenia tam :)
No już, już idę...

niedziela, 21 grudnia 2008

Arcyśliwki


Bogu winne śliwki że nadają się na święta. Winne tym bardziej że w korzennym winie zatopione. Na stół świąteczny trafia w wielu domach kompot z suszu, mmm... pachnący, wigilijny... A gdzie kompot z suszu tam i śliwki suszone się znajdą. Jak już mamy śliwki to nim się zmarnują proponuję je utopić a gwarantuję że świąt nie doczekają.
Arcyśliwki
24 suszone śliwki bez pestek, 24 migdały bez skórki, 1 szklanka słodkiego czerwonego wina, szklanka śmietany kremówki, 1-2 łyżki cukru, 1-2 łyżki cukru pudru, cukier waniliowy, cynamon, 3-4 goździki, skórka z pomarańczy.
Śliwki dokładnie myjemy, zalewamy wrzątkiem i pozostawiamy do ostygnięcia. Następnie nadziewamy migdałami i układamy w filiżankach. Wino zagotowujemy z goździkami, cynamonem, cukrem i skórką pomarańczową, przecedzamy i zalewamy śliwki. Pozostawiamy do ostygnięcia. śmietankę ubijamy z cukrem pudrem i cukrem waniliowym. Na każdą porcję śliwek nakładamy kilka łyżek bitej śmietany.
Ot, taki prosty acz wykwintny deser proponuję zamiast zwykłej wieczornej lampki wina .
Przepis z książki Małgorzaty Caprari "Najlepsze desery"

sobota, 20 grudnia 2008

Krem rumowy z owocami kandyzowanymi


Na początek, nim skrzydła rozwinę z świątecznymi specjałami opowiem tak w skrócie jak to z rumem było:
Dawno, dawno temu pewna rezolutna panienka lubiła rum popijać. Rum ten o wdzięcznej nazwie "seniorita" popijała w ilościach doprawdy niewielkich, acz z przyjemnością i w doborowym towarzystwie chłopaków z sąsiedztwa. Dnia pewnego towarzystwo wybrało się na górską wyprawę a dzień niestety był wtedy jesienny, zimny i deszczowy. Wyprawa nie należała do nazbyt udanych, nic więc dziwnego iż młodym ludziom dziwne doprawdy pomysły wpadały do głowy. I tak oto nasza rezolutna panienka założyła się o rumu flaszkę że wykąpie się w rzece pomimo tak niesprzyjającej aury. Jak powiedziała - tak zrobiła, więc "fant" należało odbezpieczyć i wypić dla zahartowania organizmu. I wtedy właśnie po raz pierwszy i ostatni...
No właśnie. Od tego dnia (wierzcie mi) na widok cukierka z rumem jest mi niedobrze. Pomimo tego postanowiłam zaryzykować i zrobić ten...
Krem rumowy z owocami kandyzowanymi
5 dag owoców kandyzowanych, 6 łyżek rumu, 1 łyżeczka żelatyny, 4 żółtka, 2 białka, 10 dag cukru, 20 dag śmietany kremówki
Owoce posiekać, wymieszać z łyżką rumu odłożyć na 2 godziny. Namoczyć żelatynę. Żółtka utrzeć z cukrem na puszysty krem dodać żelatynę wymieszać z resztą rumu. Wstawić do lodówki do zastygnięcia. Ubić osobno białka i śmietanę, dodać do tężejącego kremu razem z owocami kandyzowanymi, całość delikatnie wymieszać. Gotowy deser przełożyć do pucharków i wstawić do lodówki.
No i co jak myślicie?
No tak- czywiście że zwyciężyła słabość do słodyczy ;)

wtorek, 16 grudnia 2008

świąteczne ciasteczka z suszoną śliwką


Ostatni tydzień to niekończące się pasmo ciastek, ciasteczek, pierniczków. Pomyślałam zatem, czemu nie? A że jestem prosta baba (żadnej pracy się nie boję) to jak pomyślał - tak zrobił.
Pretekstem była nagła wizyta znajomych, a choć półki się od słodyczy przed świątecznie uginają - dobry pretekst nie jest zły by włączyć piec. Bo trzeba mi tu przedstawić że w tym domu zarówno piec jak i pralka są u mnie na pełnym etacie. Tak więc piec się rozgrzewa, a my wrzucamy na stolnicę:
120 g suszonych śliwek bez pestek, 100 g czekolady deserowej, 120g masła, 2 jaja, 120 g cukru, 175 g mąki pszennej, 60 g kakao, szczypta soli
Śliwki drobno posiekać. Czekoladę pokruszyć na małe kawałki i rozpuścić z masłem w kąpieli wodnej. Kiedy masa będzie gładka lekko przestudzić. Jajka utrzeć z cukrem na sztywną pianę i delikatnie połączyć z masą czekoladową. Kakao wymieszać z mąką i szczyptą soli i dodać do czekolady. Tak przygotowane ciasto wymieszać z posiekanymi suszonymi śliwkami. Blachę wyłożyć papierem do pieczenia i nakładać porcje ciastek. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec w temperaturze 180 przez około 15 minut. Wyjmować gdy są jeszcze w środku lekko miękkie.
Inspiracji i przepisu na ciasteczka dostarczył mi sklep Lidl

poniedziałek, 15 grudnia 2008

krem kokosowy


Po tych wszystkich cynamonowo-imbirowo- bananowych weekendach przyszedł wreszcie czas na własną inspirację i prawdę mówiąc mój pomysł odstaje od ciężkich zapachów i smaków korzennej kuchni. Bo już od paru dni poszukiwałam czegoś lekkiego, niebiańskiego wręcz. No i odnalazłam swoje "niebo w gębie" w postaci kremu kokosowego. Leciutki jak piórko i delikatny smak zilustrowany czystą bielą. I powiem jeszcze że połączenie kokosa z ananasem zapewnia niesamowite wrażenia smakowe. Zapraszam.
Krem kokosowy
2 szklanki mleka, 20 dag wiórków kokosowych, 8 dag cukru, 2 łyżeczki żelatyny, 25 dag śmietany kremówki, 3 łyżki likieru kokosowego, puszka ananasów
Wiórki kokosowe zagotować z mlekiem i cukrem. Zmniejszyć ogień i gotować jeszcze 10 minut. Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie, ubić na sztywno śmietanę. Mleko kokosowe lekko przestudzić, przecedzić odciskając kokos, Powstałe mleczko wymieszać z likierem i rozpuszczoną żelatyną, wstawić na 15 min do lodówki. Ananasy zmiksować. Lekko zastygniętą masę wymieszać ze śmietaną, przełożyć do pucharków. Podawać z musem ananasowym (ja zastosowałam dżem ananasowy, równie smaczny)

sobota, 13 grudnia 2008

lekarstwo na miłość


Dzisiejszy dzień spędziłam na zakupach. Nie były to takie typowe przedświąteczne zakupy, bo zamiast karpia kupiłam dywan. Piękny czerwony dywan do pokoju, oraz pełno czerwonych świeczek. Więc świeczki już mam i mam dywan - z kolei lodówka świeci pustką. Całe szczęście że choć są w niej jajka. No i wcześniej zaopatrzyłam się w duże ilości bananów na bananowy tydzień.

Co prawda w planie miałam roladę bananową lecz przez to bieganie po sklepach już mi się odechciało siedzieć w garach - za to zawsze mam w zapasie coś na szybko, coś na słodko. Ot tak niedawno wyszperałam przepis o kuszącej nazwie:
Lekarstwo na miłość
6 bananów, 1 czubata szklanka cukru, 10 jajek, 6 łyżek cukru pudru, sok i skórka z 1 cytryny
Banany obieramy i kroimy na plasterki skrapiając sokiem z cytryny. Rozpuszczamy margarynę i smażymy na niej plasterki banana uważając by się nie przypaliły. Cukier mieszamy z 3/4 szklanki wody i podgrzewamy ciągle mieszając, aż powstanie gęsty syrop. Studzimy. Żółtka ubijamy dodając syrop cukrowy a następnie lekko mieszamy z bananami. Białka ubijamy na sztywną pianę, pod koniec ubijania dodając cukier puder i skórkę z cytryny. Formę do zapiekania smarujemy masłem i delikatne przekładamy masę bananową. Przykrywamy pianą z białek i wstawiamy do nagrzanego piekarnika (220 C) na 10-15 min.
Ja zrobiłam ten przepyszny suflet z połowy składników(bo 10 jajek to chyba dla całego wojska), zapaliłam świece i przygotowałam nastrój, a mój ukochany mówiąc że ochoty nie ma na słodycze, poszedł do lodówki i wyjął sobie rybę w occie oraz piwo, ignorując tym samym moje starania. No cóż, trudno...

Przepis zaczerpnięty z książki Małgorzaty Capari : Najlepsze desery

banany w kokosie



Trudno mi przytoczyć tutaj kompletny przepis na ten deser bo tak naprawdę to nie mam przepisu. To jedna z tych rzeczy które robią się na tak zwane "oko". Trochę tego, trochę tamtego - a jak za mało to dosypać. Pieczone banany (w kokosie właśnie) po raz pierwszy jadłam w chińskiej restauracji na drugą czy trzecią zaproszona przez szanownego małżonka rocznicę ślubu. To znaczy że było to bardzo, bardzo dawno temu :) Ale jeszcze pamiętam. Od tamtej pory również datuje się moja niechęć do zupy z bambusa i owoców morza. Poza ciekawym wystrojem kuchni chińskiej - z ich jadłospisu trawię jedynie banany. Nooo i może jeszcze ryż.
Postaram się więc skupić na procedurze by podać przepis w miarę miarodajny :)
Banany w kokosie
2 banany, 2 białka, 2 łyżki cukru pudru, 3-4 łyżki wiórków kokosowych, szczypta cynamonu, olej
Banany przekroić wzdłuż i skropić sokiem z cytryny. Białka ubić na sztywną pianę i ubijając dodać cukier puder, Ubite białka wymieszać z kokosem i powstałą w ten sposób masą oblepić połówki banana. Smażyć na mocno rozgrzanym tłuszczu przy zmniejszonej temperaturze (kokos może się przypalić) Gorące banany podawać z lodami
posypane cynamonem


Ten deser zalicza się do moich ulubionych podwieczorków i przygotowałam go na bananowy tydzień

sobota, 6 grudnia 2008

Mus jabłkowy z kremem


Przyznam się że znana jestem z zamiłowania do słodyczy i przepisów na słodkości jest w kuchni mojej najwięcej, jednak czasami zdarzy mi się jeszcze takie wyjątkowe odkrycie - smak który zniewala moje zmysły i sprawia że nie mogę się oprzeć by nadać mu etykietę "ulubiony" i wrócić do niego za tydzień, a może nawet jutro. Tym smakiem jest mus jabłkowy który przygotowałam na weekend piernikowy i który powalił mnie na kolana. Jest naprawdę wyjątkowy
Mus jabłkowy z kremem
50 dag jabłek, szklanka soku jabłkowego, 2 łyżki mąki ziemniaczanej, łyżeczka przyprawy do pierników, 2o dag piernika, 40 dag chudego twarożku, 20 dag śmietany kremówki, 2 łyżki miodu
Jabłka obrać, usunąć gniazda nasienne, pokroić w kosteczkę, zalać częścią soku jabłkowego, dodać łyżkę miodu. Dusić na małym ogniu. Mąkę ziemniaczaną rozpuścić w reszcie soku, zagęścić jabłka, wsypać przyprawę do pierników. Pozostawić do ostygnięcia. Piernik rozkruszyć. Twarożek utrzeć z miodem i wymieszać z ubitą śmietaną. W pucharkach układać warstwami mus jabłkowy, krem i okruszki piernika, posypać cynamonem

wykwintny deser


Znalazłam go gdzieś w moich wycinkach i pomyślałam że wyśmienicie będzie się nadawał na piernikowy weekend. Nadaje się - bo z piernikiem. Odkryłam że piernik wyśmienicie łączy się z różnymi innymi smakami i aromatami, więc w zasadzie fantazjować można byłoby na temat piernika w nieskończoność a tymczasem czas płynie więc zapraszam na wykwinty deser z piernikiem
Słoik wiśni (ok.350 ml), 2 łyżki mąki ziemniaczanej, kawałek cynamonu, 25 ml sherry, 1/4 kg piernika, 25 dag śmietanki tortowej (36%), torebka cukru waniliowego, 2 kubki serka waniliowego
Wiśnie osączyć. Sok przelać do garnka odlewając 4 łyżki i dodając taką samą ilość wody. Odlany sok wymieszać z mąką ziemniaczaną. Sok w garnuszku zagotować z cynamonem. Mieszając zagęścić mąką ziemniaczaną a następnie zdjąć z ognia i dodać sherry oraz wiśnie a usunąć cynamon.
Piernik pokroić w paseczki i wyłożyć dno salaterki. śmietanę ubić na sztywno,wymieszać z serkami, oraz cukrem waniliowym. Wyłożyć na piernik. Na wierzch wylać ostudzone wiśnie, udekorować keksem bitej śmietany
I w ten oto sposób mamy wykwintny deser na wyjątkowy Mikołajkowy wieczór
i na festiwal pierniczków

wtorek, 2 grudnia 2008

Babeczki dla córeczki


Czyli muffinki kakaowe z skórką pomarańczową. Tak, tak - obie je lubimy. I lubi je również Tymek o ile mu nie powiedzieć że w środku jest pomarańcza. Ale najbardziej lubi muffinki moja księżniczka za to że są takie "miłe" i "na jednego gryza" i dla księżniczek. Skoro dla księżniczek (choć nie wiem gdzie widziała kiężniczki przegryzające babeczki na podwieczorek) to mama zaraz zaopatrzyła się w mnóstwo małych i kolorowych foremek do wypieku pyszniowych różności i różnych pyszności. I mnóstwo z tym zabawy, bo wiecie - moja księżniczka nie tylko od zajadania łakoci, ale i od pomagania w mieszaniu, lukrowania i posypywania... to taka prawdziwa kuchenna księżniczka.
Dzisiaj muffinki kakaowe z pomarańczową skórką
kostka masła, 4 jajka, 2 szklanki cukru, szklanka mąki pszennej, 1/2 szklanki mąki ziemniaczanej, 3 łyżki kakao, cukier waniliowy, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 6 łyżek wody, skórka otarta z 1 pomarańczy, skórka kandyzowana
Masło, cukier, kakao i wodę rozpuścić w garnku, wolno podgrzewając. Zagotować. Odlać pół szklanki na polewę. Pozostałą masę ostudzić i dodać do niej żółtka, oraz stopniowo produkty sypkie mieszając. Na koniec dodajemy ubitą na sztywno pianę z białek. Wymieszać bardzo delikatnie i wsypać skórkę z pomarańczy. Nakładać do papierowych foremek do 2/3 wysokości i szybko wstawić do nagrzanego piekarnika. Po upieczeniu polukrować pozostałą polewą i posypać kandyzowaną skórką. To jest właściwie przepis na tradyjnego murzynka, ale z księżniczką dosłyśmy do wniosku że lepiej smakuje taka "jednogryzowa babeczka" i do tego tak pięknie jej w takiej czerwonej sukience :)

niedziela, 30 listopada 2008

Krem cynamonowy



Zrobiło się jakoś odświętnie na blogach, cynamonowo. Jutro już grudzień a dzisiaj pierwsza niedziela adwentu, ksiądz chodzi po kolędzie, choinki zakładają zielone sukienki. Przygotowujemy się już powoli do świąt. I tak z jednej strony myślę przycisnąć pasa w oczekiwaniu na wigilijne łakocie a z drugiej strony kusi:
Krem cynamonowy
500 ml mleka, 2 łyżki mąki ziemniaczanej, 2 jajka, 3 łyżki cukru, 1 torebka cukru waniliowego, 1 łyżeczka cynamonu, kawałek cynamonu, puszka brzoskwiń, 20 dag śmietany kremówki, łyżka krokantu orzechowego
Mleko wlać do rondla, roztrzepać z mąką ziemniaczaną. Dodać jajka, cukier, cukier waniliowy oraz mielony cynamon, składniki dokładnie wymieszać. Włożyć kawałek cynamonu, postawić garnek na ogniu. Podgrzewać masę stale mieszając. Zdjąć zanim się zagotuje. Mieszać jeszcze 2-3 minuty aż lekko przestygnie, przetrzeć przez sito. Brzoskwinie osączyć pokroić na cząstki i rozłożyć do pucharków. Masę cynamonową połączyć z ubitą śmietanką wyłożyć na brzoskwinie. Posypać orzechowym krokantem.
I tak się śpieszyłam by zdążyć jeszcze na weekend korzenny bo to takie przyjemne gdy w domu pachnie cynamonem. I tylko śniegu za oknem brak.

sobota, 29 listopada 2008

deser imbirowy



Oj długo się przygotowywałam do swojego pierwszego występu na weekendzie korzennym u ptasi i wyciągałam wszystkie możliwe możliwości by w końcu stwierdzić że za dużo mi dano czasu na przygotowania i w sumie to jestem nieprzygotowana. Zdecydowałam się wreszcie na jeden zdecydowany smak i będzie to imbir. Może dlatego że to naprawdę korzeń a może że ma taki przyjemny cytrynowy aromat. W zanadrzu mam i ciasteczka imbirowe i imbirowe piwo i krem.
Ciasteczka upiekłam już w ubiegłym tygodniu, piwa nie robiłam bo bardziej na upały pasuje niż święta, więc pozostaje Krem. Delikatny, herbaciany i koniecznie imbirowy...
Krem imbirowy
2 dag korzenia świeżego imbiru, 4 łyżeczki herbaty assam, 2 łyżeczki żelatyny, 3 jajka, 10dag cukru, skórka z 1 cytryny, 25 dag śmietany kremówki
Imbir obrać, pokroić w plasterki. Zagotować 200 ml wody. Wrzucić imbir, wsypać herbatę. Zdjąć z ognia, odstawić na ok.10 minut. Żółtka oddzielić od białek, utrzeć z cukrem. Dodać skórkę otartą z cytryny. Herbatę przecedzić, rozpuścić w niej żelatynę. Połączyć z masą żółtkową, schłodzić. Ubić osobno białka i śmietanę. Dodawać kolejno do stężałej masy. Przełożyć krem do pucharków i wstawić na 30 min. do lodówki

W zasadzie jeśli już jestem przy tym imbirze to pociągnę ten temat i dorzucę ciastka. Wszak święta już tuż, tuż...
Ciastka Imbirowe
100g masła, 100g cukru pudru, 250 mąki, 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia, 1-2 łyżeczki imbiru, 2-3 łyżeczki miodu
Utrzeć masło z cukrem na puszysty krem. Przesiać sypkie składniki, dodać miód i szybko zagnieść ciasto. Rozwałko0wać na cienki placek i wyciąć figurki. Piec 10-15 minut
Ciasteczka imbirowe mają dużo łagodniejszy smak niż pierniki i charakterystyczny aromat, ale przechowuje je się tak samo w szczelnym pojemniku. Moje od tygodnia są schowane w świątecznej puszce choć jakieś łasuchy zjadły wszystkie żyrafy.

Taka jestem podekscytowana, mam nadzieję że się udało :)


niedziela, 23 listopada 2008

Pianka z kiwi


Koniec podróżowania, bo czuję się jak w cyrku objazdowym. No po prostu we własnym domu jestem gościem. Chwytam co pierwsze, głowę umyję, prześpię się tylko jednym okiem i znów jutro mnie nie będzie. Może tak z dzień urlopu sobie zrobić na pomieszkanie? Po prostu niedziela a ja już tęsknię za dniem spędzonym w własnych pieleszach. Wyjrzeć przez okno, chleba zjeść ze smalcem, pogadać na klatce z sąsiadem i coś dobrego wrzucić. Na przykład taką piankę z kiwi, bo niestety moje ulubione winogrona się już kończą na polskim rynku i robi się już tak zimowo-świątecznie, a w sklepach - mandarynki, pomarańcze, kiwi. O! A ja lubię i kiwi.
Pianka z kiwi
5 owoców kiwi, 2 zielone galaretki o smaku kiwi lub agrestu, 2 łyżki soku z cytryny, Opakowanie cukru waniliowego.
Kiwi obrać. Pół owocu odłożyć, resztę zmiksować. Dodać sok z cytryny i cukier waniliowy. Zagotować, zdjąć z ognia. Galaretkę rozpuścić w czterech niepełnych szklankach wody i ostudzić. Połowę galaretki połączyć z 3-4 łyżkami musu z kiwi, nałożyć do 4 szklanych pucharków. Odstawić do lodówki by stężała. Resztę galaretki schłodzić. Gdy zacznie tężeć zmiksować na pianę. Połączyć po łyżce z masą z kiwi, cały czas ubijając. Nałożyć na warstwę galaretki, schłodzić. Gdy ostygnie udekorować pozostałym kiwi.
A teraz idę wreszcie pomieszkać!
Przepis ze zbiorów własnych

środa, 19 listopada 2008

Lody na pieczonych owocach


Przeglądając katalog trafiłam na książkę którą MUSZĘ mieć. A jak już ja coś MUSZĘ to wiem że muszę i już. To teraz wiem że do czasu jak jej nie dostanę będę myśleć przed snem, przy jedzeniu, podczas pracy i pewnie nawet w śnie nawiedzać mnie będzie. Pan mąż pewnie powie NIE (no bo na co ci kolejna książka) - ale co tam jego NIE przy moim MUSZĘ? W końcu dostanę tą książkę i już!
Książka jest naturalnie kulinarna, ale na razie ciiii...
Tymczasem próbuję zagłuszyć myśli okładem z lodów. A że deszcz, wiatr i ciemność za oknem do lodów przyda się coś słodkiego i ciepłego. Ot tak dla kontrastu.
Więc potrzebne będą 2 późnojesienne jabłka, np. szara reneta (najbrzydsze i najlepsze pod słońcem) 2 banany, garść rodzynek, 2-3 łyżki cukru, szczypta cynamonu (duża szczypta)
Owoce kroimy na duże kawałki, mieszamy z cukrem, rodzynkami, wstawiamy w naczyniu żaroodpornym do nagrzanego pieca i pieczemy do miękkości.
Wracając do renety w moich rozmyślaniach wspomniałam takie pewne stare drzewo które rosło u sąsiadów za płotem, a gałęzie miało w przeważającej części po stronie naszej. Tak więc my mieliśmy jabłka a sąsiad miał liście. Trzeba przyznać że owoce miało wyjątkowo duże i smaczne więc cieszę się że sąsiad wtedy go nie ścinał mimo że z darów jego nie korzystał, kto wie może nawet nie lubił jabłek. Ja z kolei bardzo, a najbardziej szarą renetę i na surowo i w kompocie i w szarlotce.
O właśnie owoce się upiekły i boski zapach rozchodzi się po kuchni. Więc nim jeszcze gorące wykładam na talerzyk, do tego duża porcja lodów i keks bitej śmietany... Jeszcze tylko posypać cynamonem i...
I znikam w objęciach słodkiej choć późnej jesieni.

piątek, 14 listopada 2008

Budyń z białą czekoladą


Kocham czekoladę - ciemną, mleczną, gorzką... Lubię się rozkoszować smakiem czekolady pod każdą postacią. Musi ta czekolada spełniać niestety warunki - musi być dobra gatunkowo i musi być bez orzechów. Nie trawię bowiem w czekoladzie orzechów. Jest jeszcze jedna rzecz której nie lubię - biała czekolada. Tak się zatem składa że uskładałam ostatnio górę z białej czekolady którą dostaje mój syn od dziadka przy każdym spotkaniu. Oczywiście nie daję mu tego wszystkiego zjeść, a i sama niechętnie, zatem zrobił nam się w domu mały składzik czekolady.
A że wszyscy lubią budyń proponuję budyń z białą czekoladą

3 i 1/2 łyżki mąki ziemniaczanej, kilka kropli aromatu rumowego, 2 żółtka, 2 szklanki mleka.
2 tabliczki białej czekolady, kilka łyżek soku malinowego.
Przesianą mąkę zmiksować z żółtkami i 6 łyżkami mleka, pozostałe mleko zagotować, mieszając wlać rozpuszczoną mąkę. Ponownie gotować na małym ogniu aż budyń zgęstnieje. Wsypać do gorącego budyniu dwie tabliczki białej czekolady startej na tarce i aromat. Wymieszać i nałożyć do pucharków. Polać sokiem malinowym
przepis z własnych zbiorów

niedziela, 9 listopada 2008

Tęcza

Lubię proste i nieskomplikowane dania. Lubię się nie narobić, co przy moim stylu życia jest bardzo wskazane, a jednocześnie mnie nosi żeby jednak coś zrobić. No i taki w zasadzie jest ten mój blog - mogłabym go tak opisać - szybko, tanio i dostępnie w wolnej chwili :)
Nooo... wcale mi nie jest żal że nie jestem ambitna i w kuchni nie eksperymentuję, ale odkładam to na kiedyś tam kiedyś jak już dzieci będą duże, a pan mąż za sobą sprzątać będzie zamiast mnie poganiać i zaglądać przez ramię z odwiecznym "długo jeszcze?"
No więc nie mam za bardzo warunków do rozwoju kulinarnego, a gdy już wyskoczę z jakimś kulinarnym ekscesem to musiałabym go sama potem zjeść, bo w tym są rodzynki a w tamtym "takie coś" w rezultacie połowa składników każdego przepisu odpada, zatem najbezpieczniej jest zrobić tęczę, bo tęczę zje każdy.
Mam dwa przepisy na tęczę - jeden bardziej skomplikowany i jeden skrótowy. Ja oczywiście zrobiłam wczoraj ten skrótowy bo szybciej ( i tak cały wieczór chodziłam doglądać galaretki)
Przepis I
5-6 opakowań serka homogenizowanego po 25 dag, 21/2 szklanki cukru pudru, 50 dag masła, 5 żółtek, 2 łyżki żelatyny, 4 galaretki owocowe o różnych kolorach)
Żelatynę zalać 1/2 szklanki wody rozpuścić. Galaretki rozpuszczać kolejno, w miarę dodawania do sera ( wziąć połowę wody podanej w przepisie) i ostudzić. Twarożek utrzeć z masłem, cukrem i żółtkami, następnie podzielić na 5 części. Do pierwszej dodać żelatynę, do drugiej galaretkę zieloną, do trzeciej pomarańczową, do czwartej czerwoną, do piątej żółtą. Pierwszą część masy dać do tortownicy i wstawić do lodówki na 1-2 godziny do zastygnięcia. Każdą kolejną warstwę kłaść po zastygnięciu poprzedniej.
Przepis II
5 opakowań kolorowych galaretek, trzy kubeczki śmietanki 30%
Galaretki rozpuszczamy kolejno co 1-2 godziny w połowie wody podanej w przepisie. Gdy pierwsza zaczyna tężeć ubijamy kubeczek kremówki i mieszamy z tężejącą galaretką Wlewamy do formy (formę zawsze wyścielam wpierw folią aluminiową ) i wkładamy do lodówki do zastygnięcia. Po zastygnięciu pierwszej warstwy wylewamy drugą tężejącą galaretkę i znów wkładamy do lodówki. I tak na przemian...
Można do tych warstw dodawać owoce pod kolor, albo kawałki pokrojonych galaretek - jak kto lubi jak kto woli. I można zjeść nawet duży talerz tego deser
u bez uczucia ciężkości bo tęcza jest również tęczowa w smaku

Lizaki

To taki mój późno jesienny banał. Tak proste jak gotowanie wody na herbatę, zatem pytanie po co w ogóle przepis? A bo tak! Bo gdyby nie taki liść dębowy to i nawet bym nie pomyślała o tych lizakach które w epoce komunizmu dostępne były dla każdego (o ile miał kartki na cukier). To takie słodycze które pamięta się nie tylko dla samego ich smaku, ale i dla całej magii dzieciństwa. Jak tak poszperałam w pamięci przy filiżance herbaty to znalazły się tam jeszcze inne smaki - anyżki, lukrecja, takie czarne cukierki zwane na śląsku kopalnioki, moje ulubione kartoflane kulki udające marcepan i zwykłe pomarańczowe landryny. Nie pamiętam jak mogło się moje życie obywać bez czekolady, natomiast nie było widocznie ubogie w cukier skoro zostało mi takie zamiłowanie do słodyczy. Dzisiaj w sklepach jest lizaków od groma - nie kupujemy ich w przekonaniu że są niezdrowe, powodują próchnicę i inne takie tam - a nasze dzieci nie wykazują zrozumienia bo lizak to jakaś taka magia dzieciństwa.
Proponuję więc dziś (a niech tam) zrobić sobie taki lizak i pogrzeszyć trochę przy kubku herbaty (dla równowagi nie słodzonej) bo warto czasem być dzieckiem
Szklankę cukru, łyżka masła (niekoniecznie) dwie łyżki wody topimy na patelni aż powstanie gęsty brązowy karmel. Rozlewamy na folię aluminiową i wkładamy patyki do szaszłyków. Gotowe.
I uwaga bardzzzo gorące.
A mnie taki lizak przypomina brązowy liść dębu

sobota, 1 listopada 2008

Tarta winogronowa

Chciałam coś o jabłkach - ale jabłka zostawimy na później, bo gdy w piątek weszłam do mojego ulubionego sklepu z owocami z zamiarem kupna jabłek to nagle jakoś tak nieznacznie wzrok mój padł na winogrona. No tak, cały październik wracam do domu objuczona w winogrona, a czasami nawet do domu ich donieść nie doniosę :) Lubię jesienne winogrona, choć przyznam się że najbardziej te duże, szczepione w których pod kruchą skórką skrywa się słodki miąższ. Z tych drobnych co to wiszą u mojej mamy na ogródku po pierwszym obżarstwie to już jedynie wino lubię, zresztą i takie i siakie na niewiele się w kuchni przydają. Winogrono to taki bardzo bezpośredni owoc - w znaczeniu "doustnie" i w dodatku stanowi świetne kompozycje z mrożonym szampanem, lodami i delikatnymi kremami jajecznymi. I tak jakoś zaczęła mi świtać myśl -kogo by tu po tego szampana wysłać. Odpada, od trzech dni chodziłam do pracy z gorączką więc szampan mi nie pomoże. Za to zamiast dziś odpoczywać jak było w pierwotnym planie pognałam do mojej kuchni i spędziłam tam cały boży ranek. Powoli okazuje się że mam za ciasno w szafkach, większość przestrzeni zajmują blachy, blaszki, tortownice... na misie, na chleb, na tarty, na ptysie...Małe, średnie, duże, okrągłe, wąskie, karbowane... O rany same blachy i pomiędzy nimi trzy garnki, patelnia...
O jak ja lubię moją kuchnię...
Więc jak już się wydostałam już spod sterty brudnych naczyń to zaczęłam tworzyć na nowo. I oto powstało dzieło o nazwie tarta winogronowa. I prawdę mówiąc po raz pierwszy udało mi się zrobić zdjęcia przy naturalnym oświetleniu, więc zaszalałam odrobinę na pokonanie bariery pomiędzy mną a moim nowym aparatem.
Tarta winogronowa
Ciasto: 200g mąki krupczatki, 100g masła, łyżka oleju, szczypta soli, zimna woda (wykonanie z zastosowaniem wskazówek z tarty cytrynowej)
Kruche ciasto powstaje w 5 minut ale i tak zrobiłam więcej (na zaś) z uwagi na fakt że tym lepsze ciasto im dłużej się chłodzi, więc dwie kule do zamrażalki hop...
Krem: a co się będę patyczkować -nabyłam gotowy krem do karpatki(z paczki), a jak kto ambitny to może sobie taki krem zrobić sam - mi się nie chciało już w założeniu...
no i winogrona rzecz jasna
Ciasto pieczemy w nagrzanym piekarniku, na upieczone i ostudzone ciasto wykładamy krem do karpatki i układamy połówki winogron. A wyglądać powinno mniej więcej tak:

piątek, 31 października 2008

Pająki w galarecie


Taki mój dzisiejszy żart z okazji Halloween -pająki w galarecie. Ogólnie niby żart dla dzieci ale uwaga!!! niektóre dzieciaki na widok tego deseru krzyczą. Niby to się zarzekałam zawsze ze Halloween to mnie nie bawi i w ogóle, ale tak czasami....to trzymają się mnie takie psikusy - a zwłaszcza jak są słodkie. Ciekawie taki "pająk" wygląda sobie w plastikowym przeźroczystym pudełku. I jest potwornie prosty bowiem cała konstrukcja składa się jedynie z dwu składników a mianowicie galaretki agrestowej lub o smaku kiwi(dwa opakowania) oraz suszonych śliwek.
Jedną galaretkę sporządzamy według przepisu, rozlewamy do miseczek do połowy wysokości, czekamy aż stężeje.
Wybieramy 4 dorodne suszone śliwki, osiem innych tniemy na paseczki. Na środku każdej miseczki kładziemy po śliwce a po bokach układamy nóżki z paseczków. Można zrobić oczka z ziaren słonecznika. Gotowe pająki zalewamy drugą tężejącą galaretką.
I już można straszyć bliskich i znajomych
ładne prawda? Aż szkoda zjeść :)
Pomysł zaczerpnięty gdzieś z któregoś numeru "świerszczyka"

wtorek, 28 października 2008

racuszki z dyni i słoneczny kompot

Jak już tak bywam na tych pięknych kucharskich blogach to widzę że wszystkich dotknęło dyniowe szaleństwo. Pomyślałam zatem "czemu nie?" i zaraz też w drodze z pracy nabyłam duży złocisty kawał dyni. No że też wcześniej na to nie wpadłam - wieki chyba nie piekłam dyniowych racuszków a przecież kiedyś uwielbiałam ich smak - ale z drugiej strony jak się musi gotować obiadki dla bandy "cotowarzywniejada" to nie dziw że odstawiłam do lamusa tyle smakołyków. Teraz dzięki blogowiczkom przeprosiłam się z dynią i już pod pachę za pan brat dotarłyśmy do domu. I znów otworzyłam moją pierwszą prawdziwą kucharską księgę która nie wie jeszcze co to melon za to można znaleźć w niej wiele zastosowań dla dyni i podaję za autorką:
Dyniowe racuszki
40dag dyni, 2 jajka, 5 łyżek mąki, łyżka cukru, szczypta soli, cukier puder, cynamon

Jeśli chodzi o składniki - to by było na tyle. Dynię należy zetrzeć na tarce w drobne oczka oddzieliwszy wcześniej miąższ z pestkami i skórę. Do utartej dyni dodać jaja i mąkę, sól i cukier wymieszać i smażyć powoli na rozgrzanym ogniu do zrumienienia. Racuszki podawać gorące posypane cukrem pudrem i cynamonem.
Kiedyś do takich właśnie placuszków robiłam jeszcze dżem dyniowy z rodzynkami (mniam)
A dziś zrobiłam kompot i zaraz cały wypiłam, ot co...
Zdradzę tylko jeden mój sekret - do kompotu z dyni wrzucam kilka goździków - sam zapach jest boski. Zresztą tego nie wie tylko ten co nigdy nie pił kompotu z dyni.
Przepis pochodzi z książki Sabina Witkowska "Nastolatki gotują"

niedziela, 26 października 2008

Melba


Deser został wyczarowany w pewien wyjątkowy wieczór dla pewnej wyjątkowej piosenkarki. Która z nas nie marzy o tym by jakiś wyśmienity deser nazwano jej imieniem. Właściwie to nic takiego - wystarczy mieć w lodówce trochę tego, trochę tamtego. Lecz uwaga! W przeciwieństwie do wielu innych deserów gdzie modyfikuję przepisy dostosowując do gustów mojego wyrafinowanego podniebienia lub zawartości lodówki - melba musi być zawsze orginalna! Nie ma dżemu malinowego - nie ma melby i już, bo żaden inny być nie może. To się pochwaliłam no a gdzie ten przepis? Na próżno szukałam przepisu w moich zeszytach bo nie pamiętam gdzie zapodziałam - za to wiem doskonale że by podać melbę potrzebuję:
- dobre waniliowe lody
- puszkę brzoskwiń w syropie
- bitą śmietanę
- tabliczkę mlecznej czekolady
- sos malinowy
czekoladę topimy w kąpieli wodnej z łyżką mleka, w osobnym garnuszku zagrzewamy dowolną ilość dżemu malinowego na sos, ubijamy śmietanę i gdy goście już stoją u drzwi, do miseczek nakładamy porcję lodów, połówkę brzoskwini, dookoła brzoskwini wianuszek bitej śmietany i polewamy czekoladą oraz malinami. Takie proste, szybkie i klasyczne. Więc gdy goście mruczą z zadowolenia ja tak skromnie odpowiadam " a tam, nic takiego - w parę chwil przyrządziłam"

środa, 22 października 2008

Krem z kaszki


Nazwijmy go smakiem dzieciństwa. Miałam bowiem lat naście gdy wrzuciłam kaszę do garnka i posługując się moją pierwszą prawdziwą książką kucharska pt."nastolatki gotują" przyrządziłam ten prosty ale zaskakująco smaczny deser. Potem to już było dostosowywanie smaku do gustu i tak powstał nieco zmodyfikowany w stosunku do tego orginalnego przepis na krem z kaszy. Niektórzy z moich starych znajomych na pewno go pamiętają a że w tamtych czasach (nie tak bardzo odległych a jednak zupełnie innych) sklepy świeciły pustakami - czego jak czego ale kaszy było pod dostatkiem więc i ja często gości podejmowałam tym właśnie smakołykiem.
Dzisiaj wielu osobom kasza manna kojarzy się jeszcze z jakimś koszmarnym zimnym kleikiem lub nieforemną bryją - wszyscy oni mogą odkryć ten smak na nowo.
Podaję przepis w takiej formie w jakiej mi smakuje najbardziej
Krem z kaszki manny
1/2l mleka, 2 łyżeczki cukru, 1/4 laski wanilii lub cukier wanilinowy 1/2 szklanki kaszki manny 1-2 żółtka, bakalie (rodzynki, orzechy, suszone śliwki, figi, morele)
Połowę mleka zagotować z cukrem i wanilią, w zimnym mleku rozprowadzić kaszkę. Na wrzące mleko wlać kaszkę i mieszając gotować aż zgęstnieje (uwaga: kasza lubi się przypalać) Zestawić z ognia i szybko wymieszać z żółtkiem i ubić na puszysty krem, wrzucić pokrojone bakalie w dowolnej ilości i gorący przelać do miseczki opłukanej wcześniej zimną wodą. Ostudzony deser wyjąć na talerzyk. Pozostaje kwestia polewy. W ciężkich czasach polewę robiłam z 2-3 łyżek ulubionego dżemu i łyżki wody(zagotować), teraz jest wybór wyśmienity wszelakich sosów do potraw więc można skorzystać z szerokiego wachlarza wyboru lub polać śmietanką - ja osobiście najbardziej lubię polewę karmelową. Mniammm...
Przepis zaczerpnięty z "Nastolatki gotują" Sabina Witkowska

sobota, 18 października 2008

Krem Czekoladowy

Uwielbiam czekoladę i nie znam nikogo kto by jej nie lubił. Warunek jest jeden -- czekolada musi
być dobra, zwłaszcza do deserów używam tej najlepszej by efekt był wyśmienity, gdyż użycie dobrych i świeżych składników gwarantuje sukces. Osobiście najbardziej lubię czekoladę gorzką i bez specjalnych dodatków smakowo-zapachowych, a już zupełnie nie toleruję w czekoladzie orzechów... ale to takie moje "na marginesie". Wróćmy do deseru który jest jednocześnie wyjątkowo prosty i niezwykle wykwintny
Krem czekoladowy
100g gorzkiej czekolady, łyżka masła, 2 jaja, łyżka cukru, szczypta soli, 1/2l śmietany 30%
Roztopić czekoladę z masłem w kąpieli wodnej. Osobno ubić żółtka z cukrem, białko i śmietanę.
Roztopioną czekoladę wymieszać z żółtkami i ostudzić i wymieszać z ubitą śmietaną i delikatnie z białkami. Gotowe i czyż nie proste?
przepis z zbiorów własnych

czwartek, 16 października 2008

Tarta cytrynowa




Powitanie na blogu rozpoczynam tartą - klasycznym poczęstunkiem francuskim
powalającym zapachem i słodyczą. Tarty należą również do moich ulubionych dań, jednak bardziej lubię te na słono - a już najbardziej cebulową. Mmmmmm... Niestety, jest to wszak kawiarenka i zaprosiłam tu cię na deser więc przepisu na tartę cebulową nie będzie, za to odkurzyłam dzisiaj ten najbardziej słoneczny i orginalny przepis na Tartę cytrynową.
Jesienią, wśród żółtych liści apetycznie pachnie cytryną, więc zapraszam...
Klasyczne tarty przygotowuje się na kruchym spodzie co jest najłatwiejsze w świecie o ile zastosujemy się do kilku podstawowych zasad:
a) mąka(najlepiej krupczatka) powinna być zawsze przesiana
b) wszystkie składniki muszą być maksymalnie schłodzone
c) masło lub margarynę siekamy nożem by uniknąć rozpuszczenia w dłoniach
d) kruche ciasto zagniatamy jak najszybciej i schładzamy w lodówce
e) spód tarty najlepiej nakłuć widelcem i podpiec w gorącym piekarniku
f) upieczone ciasto powinno być rumiane - gdy zbrązowieje jest twarde i gorzkie
Tak przygotowane ciasto wręcz nie może się nie udać. A reszta już jest sprawą gustu i fantazji. Ja przyznam się osobiście nie przepadam za aż tak słodkimi słodkościami więc często przepisy ulegają w mojej kuchni modyfikacji, dodaję raz tego, raz tamtego.... Ale najlepiej spróbować samemu.
Tarta cytrynowa z bezą czyli Tarte meringue au citron
ciasto: 200g mąki krupczatki, 100g masła lub margaryny, szczypta soli, łyżka oleju,
około 1/4 szklanki lodowatej wody
masło posiekać nożem, dodać mąkę, szczyptę soli i olej, dodać mąkę i szybko zagnieść ciasto, uformować kulę i schłodzić w lodówce 1-2 godziny (można dodać skórkę startą z 1/2 cytryny)
krem: 1 duże jajko, 200g cukru, 1 duża cytryna, 50 g masła lub margaryny, szczypta soli
jajko utrzeć z cukrem i szczyptą soli. Dodać resztę skórki cytrynowej, sok wyciśnięty z cytryny oraz miękkie masło i starannie utrzeć.
Natłuszczoną formę do tart wyłożyć ciastem robiąc wysoki brzeg, nakłuć widelcem i rozsmarować krem. Piec w gorącym piekarniku 25-30 min.
Bezy: 2 białka, 60g cukru, szczypta soli
Do białek wsypać szczyptę soli i cukier i ubić na bardzo sztywna pianę. upieczoną tartę wyjąć z piekarnika, przykryć pianą i ponownie wstawić do letniego piekarnika na 10-15 min. dla zrumienienia
Przepis zaczerpnięty z książki "Kuchnia francuska na co dzień i od święta" Barbara Buczma, Bożena Bonik