niedziela, 17 stycznia 2010

Makowe delicje


Aż w końcu ktoś mnie zapytał skąd ja biorę te moje przepisy na desery. No więc dzisiaj zdradzę moją tajemnicę zanim rozsypie się ona jak zamki na piasku. Przepisy pochodzą z mojego supertajnego zeszytu. Supertajnego i super zniszczonego. Do dnia dzisiejszego przetrwała tylko jedna jego połowa, gdyż druga nie wiadomo kiedy i gdzie uległa zagubieniu. Może kiedyś się odnajdzie, a może i nie. Średnio raz na miesiąc przeszukuję mieszkanie w poszukiwaniu tej połówki która ostała i gdy znajdę wypróbowuję jeden z zamieszczonych tam przepisów, przepisów które zapisywałam i wklejałam do niego jakieś 20 lat temu, toteż nie dziwne że ząb czasu obszedł się z moimi notatkami w dosyć bezczelny sposób. Spróbuję ocalić przed zapomnieniem wszystko co było na jego kartach - więc dzisiaj:

Makowe delicje
25 dag mrożonych malin, 2 pojemniki twarożku, 3/4 szklanki mleka, 1 torebka cukru wanilinowego, 5 dag maku, 5 łyżek cukru, cytryna
Cytrynę sparzyć i obrać cienko skórkę. Mleko zagotować z cukrem wanilinowym, skórką z cytryny, oraz makiem. Gotować masę makową 15 minut mieszając by się nie przypaliła. Wycisnąć sok z cytryny. Twarożek utrzeć z cukrem oraz połową soku cytrynowego, wymieszać z ostudzoną masą makową. Rozmrożone maliny zmiksować z łyżką cukru oraz sokiem cytrynowym, przetrzeć przez sitko. Rozłożyć warstwami z masą makową w pucharkach, udekorować malinami.

Zdaje mi się że teraz desery nie są takie modne jak kiedyś przed laty, gdy deser był ukoronowaniem każdego obiadu. A więc może by tak choćby tylko w niedzielę?

wtorek, 5 stycznia 2010

ajerkoniak i likier czekoladowy


Kto miał w święta problem z przejedzeniem, a w sylwestra z przepiciem ten sobie tego wysokokaloryczno-alkoholowego posta opuści - a pozostałe osoby zapraszam na degustację wyśmienitych i gęstych likierów. Że tak zwany ajerkoniak był i jest nadal podstawowym popisem gospodyń śląskich;) do jakich z przyjemnością się zaliczam - nie byłabym sobą gdybym nie podzieliła się tym specjałem, a nawet byłoby to z mojej strony wysoce niegrzeczne.
Kto lubi likier jajeczny niech rzuci się teraz do kuchni by przyrządzić ten aromatyczny likier gdyż ten kupny się ani nie umywa, a przygotowanie jest bajecznie proste.

Likier jajeczny - ajerkoniak
5 żółtek, 1/4 l spirytusu, 30 dag cukru, 1/2 paczki cukru waniliowego, szklanka mleka

Tak brzmi oryginalny przepis - acz ja sobie go za każdym razem odrobinę modyfikuję dostosowując do swojego podniebienia. Przede wszystkim nie znoszę ostrych trunków - więc spirytus zastąpiłam wódką o którą zresztą łatwiej w moim domu;) Zamiast cukru wanilinowego używam wcześniej przyrządzonego cukru z laską wanilii, lub skórką cytrynową. Mleko używam kondensowane niesłodzone.
Żółtka ucieramy z cukrem na puszystą masę do momentu całkowitego roztarcia cukru. Do utartej masy dodajemy mleko i nie przerywając ucierania cienką stróżką wlewamy spirytus. Nie przerywamy ubijania aż zostanie wlany cały alkohol. Przelewamy do czystych karafek i odstawiamy na kilka dni w chłodne miejsce.
Podobnie przygotowuje się:

Likier czekoladowy
6 żółtek, 1/4 l spirytusu, 1 tabliczka czekolady mlecznej lub gorzkiej, szklanka cukru, 1 i 1/2 szklanki mleka
Czekoladę topimy i zalewamy mlekiem. Żółtka ubijamy na masę i dodajemy tak jak w poprzednim przepisie wpierw mleko ze stopioną czekoladą , a następnie bardzo powoli i nie przerywając ucierania alkohol. I ten likier aby nabrać odpowiedniej gęstości i smaku powinien parę dni odstać w chłodnym pomieszczeniu. I to jest w tym całym zamieszaniu najtrudniejsze. Ale gdy się już wyjmie nasze likiery ( a u mnie w domu nie obędzie się również bez kukułki - przepis był w ubiegłym roku) to można się delektować do woli i z przyjemnością.
A... i jedna uwaga. Z takich wąskich butelek to ciężko jest taki likier wygrzebać, bo to potrafi naprawdę porządnie zgęstnieć. W przyszłym roku zrobię w słoiku :)

Przepisy pochodzą z książki Elżbiety Łabońskiej "Śląska kucharka doskonała"