Aż w końcu ktoś mnie zapytał skąd ja biorę te moje przepisy na desery. No więc dzisiaj zdradzę moją tajemnicę zanim rozsypie się ona jak zamki na piasku. Przepisy pochodzą z mojego supertajnego zeszytu. Supertajnego i super zniszczonego. Do dnia dzisiejszego przetrwała tylko jedna jego połowa, gdyż druga nie wiadomo kiedy i gdzie uległa zagubieniu. Może kiedyś się odnajdzie, a może i nie. Średnio raz na miesiąc przeszukuję mieszkanie w poszukiwaniu tej połówki która ostała i gdy znajdę wypróbowuję jeden z zamieszczonych tam przepisów, przepisów które zapisywałam i wklejałam do niego jakieś 20 lat temu, toteż nie dziwne że ząb czasu obszedł się z moimi notatkami w dosyć bezczelny sposób. Spróbuję ocalić przed zapomnieniem wszystko co było na jego kartach - więc dzisiaj:
Makowe delicje
25 dag mrożonych malin, 2 pojemniki twarożku, 3/4 szklanki mleka, 1 torebka cukru wanilinowego, 5 dag maku, 5 łyżek cukru, cytryna
Cytrynę sparzyć i obrać cienko skórkę. Mleko zagotować z cukrem wanilinowym, skórką z cytryny, oraz makiem. Gotować masę makową 15 minut mieszając by się nie przypaliła. Wycisnąć sok z cytryny. Twarożek utrzeć z cukrem oraz połową soku cytrynowego, wymieszać z ostudzoną masą makową. Rozmrożone maliny zmiksować z łyżką cukru oraz sokiem cytrynowym, przetrzeć przez sitko. Rozłożyć warstwami z masą makową w pucharkach, udekorować malinami.
Zdaje mi się że teraz desery nie są takie modne jak kiedyś przed laty, gdy deser był ukoronowaniem każdego obiadu. A więc może by tak choćby tylko w niedzielę?