sobota, 29 sierpnia 2009

Gruszki w sosie miodowym


Rosła tam taka wielka grusza, na wprost mojego okna. Szumiała i poruszała gałęziami tworząc na ścianach pokoju nocne przedstawienia. Późnym latem, we wczesnej jesieni zrywaliśmy twarde owoce i ostrożnie układaliśmy w mojej wersalce, gdzie dojrzewały bez obawy że spadną i się potłuką - a ja jak ten mityczny król Midas spałam wtedy na złocie - na złotych, pachnących gruszkach. Lubię gruszki.
Gruszki w sosie miodowym
50 dag gruszek, 2 łyżki miodu, 3-4 łyżki cukru, 5 goździków, szczypta cynamonu, łyżka mąki, dwie łyżeczki masła
W 500 ml wody rozpuścić cukier. Doprowadzić do wrzenia i gotować aż płyn lekko zgęstnieje. Gruszki umyć, obrać ze skórki, przepołowić i usunąć gniazda nasienne. Wrzucić do gorącego syropu. Dodać goździki. Gotować gruszki aż zmiękną. Ostrożnie wyjąć owoce i osączyć. Z mąki i masła zrobić białą zasmażkę. Dokładnie rozprowadzić zimną wodą aby nie było grudek. Dolać do syropu, dokładnie wymieszać. Podgrzewać aż zacznie wrzeć. Następnie zdjąć sos z ognia, dodać miód oraz cynamon, wymieszać. Gruszki przełożyć do pucharków, zalać ciepłym sosem miodowym.
Hmmm... pachnie :)

sobota, 22 sierpnia 2009

Strudel


Ujmę to tak: Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Jednak nasza kuchnia najbardziej mi odpowiada. Zwłaszcza jeżeli chodzi o słodycze. Nigdzie gdzie do tej pory mnie zaniosło nie widziałam lepszych cukierni i bardziej wyśmienitych wypieków. Już na samą myśl wejścia do mojej ulubionej cukierni cieknie mi ślinka. Ciasta śmieją się do mnie na powitanie - a ptasie mleczko zdaje się mówić : "zjedz mnie, zjedz mnie". Hmm... no szkoda tylko że ugryzienie z drugiej strony nie powoduje że zaczynam maleć, bo niestety słabość do słodyczy ma swoje konsekwencje w obwodzie. He,he... ale co tam. Gdybym mieszkała w Czechach czy Słowacji omijałabym cukiernie ze wstrętem. Raz próbowałam i już nigdy więcej. Ciasta są obrzydliwie słodkie i koszmarnie barwione. W Austrii i Niemczech jest już lepiej, ale też nie dałabym się namówić. Zwłaszcza paskudna baklawa napawała mnie wstrętem i przegnała na cztery wiatry. W Austrii chodził za mną strudel, gorący, pachnący cynamonem - koniecznie z porcją lodów i bitej śmietany. Strudel poszedł za mną aż do Polski - więc zaraz po powrocie kupiłam dwa kilo jabłek i rodzynki.
Strudel z jabłkami
250 g mąki pszennej, 150 ml wody, 100g masła, 1 jajko, sok z 1/2 cytryny, szczypta soli; 800 g jabłek, garść rodzynek, 1/2 szklanki cukru, 2 łyżki cynamonu, cukier puder do posypania
Zagnieść ciasto z mąki, tłuszczu, wody i jajka. Dodać sól i sok z cytryny. Rozwałkować na bardzo cienki placek przesypując mąką.
Jabłka obrać ze skórki i zetrzeć na tarce. Na rozwałkowane ciasto rozłożyć jabłka, rodzynki, posypać cynamonem, oraz cukrem. Bardzo delikatnie zwinąć by nie rozerwać ciasta i przełożyć na wysmarowaną tłuszczem blachę. Piec w gorącym piekarniku przez 30-40 minut. Po wyjęciu posypać cukrem pudrem. Strudel jest najlepszy ciepły z dodatkiem lodów i bitej śmietany.
Jednak nawet najlepszy strudel nie pobije gorącej szarlotki którą podają w pewnej uroczej kawiarni w Szczyrku. Bo ta szarlotka jest po prostu pyszna.

piątek, 7 sierpnia 2009

Tiramisu


"U jubilera:
- chciałbym kupić jakiś gustowny drobiazg

- dla żony czy coś droższego?"

Kiedyś dawno, dawno temu dostałam od męża w prezencie pewien drobiazg - małego srebrnego elfa na łańcuszku. Przez te wszystkie lata nie rozstawałam się z tym podarunkiem, aż pewnego dnia zauważyłam że nie mam go na szyi. Byłam tak do niego przyzwyczajona - ze nie zauważyłam kiedy zerwał się łańcuszek. I nie mam mojego elfa. Pan mąż obiecał że kupi mi nowego, droższego może tym razem, ale dla mnie ten stary miał wartość sentymentalną. Bo nieważne ile kosztuje podarunek, ale ile w nim jest serca obdarowującego i jakim symbolem się staje dla osoby obdarowanej. Ech...
Postanowiłam rodzinę obdarować deserem
Tiramisu
6 żółtek, 6 czubatych łyżeczek cukru, 50 dag mascarpone, 4 łyżki likieru amaretto, 20 podłużnych biszkoptów, 1 i 1/2 szklanki mocnej kawy, 2 łyżki naturalnego kakao
Żółtka utrzeć z cukrem na gęstą białą pianę, dodać serek mascarpone i dokładnie ubić. Do kawy dodać amaretto. Biszkopty maczać w kawie i układać na dno naczynia. Warstwę biszkoptów zalać 1/3 masy, na niej ułożyć następną porcję biszkoptów i zalać kremem. Czynność powtórzyć. Naczynie owinąć folią spożywczą i wstawić na noc do lodówki. Przed podaniem posypać kakao.

I już mi lepiej :)

środa, 5 sierpnia 2009

kisiel wiśniowy


Po kolei, po kolei... Wiśnie czerwone wpadają do wiaderka. Wiśnie słodkie i kwaśne. Z tych kwaśnych będzie wino, z tamtych dżem, a najładniejsze do nalewki wiśniowej. Jeszcze do ciasta. Te wydrylować trzeba i napakować w słoiki, zalać ulepem cukrowym. Marianna lubi potem zimą takie słodkie wisienki z syropu wyjadać, oj lubi. A ja nie bronię. Bo choćby i do ciasta zabrakło - takie słodycze zawsze lepsze niż chipsy i lizaki.
Kisiel też dobry. Zdrowy. Zatem póki mamy owoce - róbmy kisiele wyłącznie naturalne.
Kisiel wiśniowy ze śmietaną
50 dag wiśni, 2 torebki cukru waniliowego, 1 i 1/2 szklanki soku wiśniowego, 1 i 1/2 szklanki kremówki, 3 czubate łyżki cukru, 3 łyżki mąki ziemniaczanej, trochę skórki cytrynowej.
Wiśnie umyć, wydrylować. Mąkę ziemniaczaną rozprowadzić kilkoma łyżkami soku wiśniowego. Pozostały sok zagotować w rondelku z wiśniami, cukrem, połową cukru waniliowego, oraz skórką z cytryny. Zagęścić mąką ziemniaczaną, doprowadzić do wrzenia i usunąć skórkę z cytryny. Gorący kisiel rozlać do pucharków, odstawić do przestygnięcia. Śmietanę wlać do rondelka, gotować na silnym ogniu, aż zmniejszy objętość o połowę. Dosłodzić resztą cukru waniliowego, przestudzić. Polać śmietaną zastygnięty kisiel.