niedziela, 21 marca 2010

Szpajza cytrynowa


Gdyby chmurki były żółte... gdyby chmurki miały smak cytrynowy...
Szpajza cytrynowa to taki prosty cytrynowy krem - delikatny i puszysty tak, że ptasie mleczko wysiada. I co tu pisać więcej? szkoda gadać - lepiej zjadać...

Szpajza cytrynowa
4 jajka, 1 duża cytryna, 8 łyżeczek cukru, 2 łyżeczki żelatyny, skórka z cytryny

Żółtka należy utrzeć z cukrem na puszystą masę. Żelatynę namoczyć w niewielkiej ilości zimnej wody i rozpuścić w gorącej, przestudzić. Do utartych żółtek dodać sok wyciśnięty z całej cytryny, oraz drobno startą skórkę cytrynową, wymieszać, po czym dodać ubitą na sztywno pianę z białek i delikatnie ponownie wymieszać. Nie przerywając mieszania wlewać cienkim strumieniem żelatynę i natychmiast przelać do salaterek deserowych.

Szpajza - to jest po śląsku krem. Takie szpajzy można zrobić w zasadzie z większości owoców, ale przyrzekam że cytrynowa jest najsmaczniejsza. Pozostawiłam taką oryginalną nazwę gdyż przepis pochodzi z książki Elżbiety Łabońskiej "Śląska Kucharka Doskonała" - którą polecam równie serdecznie jak sam krem.

poniedziałek, 1 marca 2010

Róże z kaszy


Z kaszą to jesteśmy za pan brat. Nie wyobrażam sobie by w domu zabrakło kaszy manny. To byłaby tragedia w kilku aktach, bądź w jednej odsłonie. Zamiłowanie do tego rodzaju kaszy nasza córka odziedziczyła po mamie (czyli po mnie) jak i do budyni, zup mlecznych, serków, jogurtów ioraz koktajli. Przyznam się, że za dziecka kaszkę jadłam tylko w jednej postaci - polaną masłem i posypaną cukrem. A kaszę można przyrządzić wszak na wiele sposobów, również jako dodatek do zup. My jednak stanowczo wolimy na słodko. A moja dzisiejsza propozycja kusi słodyczą na sam widok.

Róże z kaszy
1 szklanka kaszy manny, 3 łyżki masła, 1 szklanka wody, 2 szklanki mleka, 3 łyżki cukru, 1 łyżka rodzynek, 2 łyżki posiekanej skórki pomarańczowej, 3 łyżki miodu

Kaszę wsypać do rondelka z wodą, dodać dwie szklanki mleka i dobrze wymieszać. Gotować na małym ogniu by uniknąć przypalenia. Gdy kasza zgęstnieje zdjąć z ognia i ostudzić. Masło utrzeć z cukrem oraz ugotowaną kaszą, dodać rodzynki i skórkę. Wymieszać. Foremkę, naczynie żaroodporne lub jak w moim przypadku formę na babeczki natłuścić i włożyć masę z kaszy. posmarować miodem i zapiekać pod przykryciem w tp. 150 około 20 minut.

Czyż nie są słodkie?


niedziela, 21 lutego 2010

Niedźwiadki


Ja poproszę jeszcze raz! To znaczy udział w czekoladowym weekendzie, to znaczy czekoladę. Tym razem zachodziłyśmy w głowę z moją małą pomocnicą, co też takiego tajemniczego zrobić można z czekolady - albowiem zdarzyć może się wszystko i to na przestrzeni dwu ostatnich dni.
Po kuchennej naradzie doszłyśmy do... niedźwiadków. Tak, tak - niedźwiadki to jest to. One są takie miłe i niebanalne - a jednocześnie słodkie i jadalne.

Niedźwiadki
1 szklanka cukru, 3/4 szklanki masła, 1 jajo, 2 łyżki wanilii, 2,1/4 szklanki mąki, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, 1/4 łyżeczki soli, 60g gorzkiej czekolady

Piekarnik rozgrzewamy do 190 stopni. Ucieramy masło z cukrem i jajkiem. Wsypujemy mąkę z proszkiem do pieczenia i solą, zagniatamy. Ciasto dzielimy na dwie części i do jednej dodajemy stopioną czekoladę. Niedźwiadki robimy waniliowe i czekoladowe z różnych wielkości kulek. Najpierw spłaszczamy dużą kulkę na nienatłuszczonej formie, po czym doklejamy głowę, uszka, łapki z mniejszych kulek lekko dociskając. Pieczemy ok 10 minut do stwardnienia. Pozostawiamy do ostygnięcia na blasze.
Takie misie to wyśmienity poczęstunek dla niejadków i dla takich co czekoladę w każdej postaci ;)
Niedźwiadki oczywiście występować będą:



sobota, 20 lutego 2010

Kielich kawowo-czekoladowo-ajerkoniakowy


Ze słabości do tych trzech smaków powstał w mojej głowie chytry plan by połączyć przyjemne z pożytecznym i wystąpić z tym tercetem w dorocznej zabawie proponowanej przez Beę. Miało być czekoladowo - a będzie jedynie czekoladowo w jednej trzeciej części. Ale myślę że jestem usprawiedliwiona gdyż z samej czekolady można zrobić tylko... czekoladę ;)

Kielich kawowo-czekoladowo-ajerkoniakowy
3/4 szklanki mocnego naparu kawy, 3/4 szklanki ajerkoniaku, tabliczka gorzkiej czekolady, 3 łyżki żelatyny, 3 jajka, 3 kubki śmietanki 30%, 100g orzechów włoskich
Kawę osłodzić, odcedzić i dobrze wymieszać z łyżką żelatyny i jednym żółtkiem. Drugą łyżkę żelatyny rozpuścić i dodać do ajerkoniaku. Rozpuszczoną czekoladę wymieszać z dwoma żółtkami i trzecią łyżką żelatyny. Białka i śmietanę ubić osobno i w równych częściach dodać do gęstniejących kremów z kawy, czekolady i ajerkoniaku. Wyłożyć do pucharków przesypując grubo siekanymi orzechami włoskimi.
I tutaj się przyznam że ja orzechów nie lubię i wystąpiły jedynie gościnnie na zdjęciu.
No i chciałabym wystąpić w:

piątek, 12 lutego 2010

faworki

Nie wypaliło z tłustym czwartkiem. Po pierwsze musiałam dłużej zostać w pracy, a po drugie jak już wróciłam to byłam w stanie jedynie paść twarzą do pościeli i tak też zrobiłam. W tej formie zostałam do dzisiaj, więc wzięłam urlop na wzięcie się w garść i zarządziłam tłusty piątek. Prawdę mówiąc plany miałam o wiele szerzej zakrojone, lecz niestety pozostanie w domu z moją córką jest bardziej męczące niż praca po godzinach. I byłoby runeło gdyby przed wyjściem do szkoły mój syn nie poprosił o takie zawijane ciasteczka. Dla ciebie wszystko mój synku.

Faworki
50 dag mąki pszennej, 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia, 10 dag cukru, 3 jajka, 4 łyżki mleka, 13 dag masła, tłuszcz do pieczenia

Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia. Dodać jaja, mleko, cukier i masło. Wszystkie składniki wymieszać w misce mikserem a następnie zagnieść gładkie ciasto. Cienko rozwałkować i pokroić w paski 2x6 cm. Naciąć pośrodku i przewinąć przez środek formując faworki. Smażyć na złoty kolor na rozgrzanym tłuszczu. Wyjąć, osączyć i posypać cukrem pudrem.
To najprostszy i najmniej pracochłonny przepis na faworki jaki mam. Nie wymaga ani wielu jajek, ani wybijania wałkiem dla pęcherzy. Proste i naprawdę dobre.

Ja chyba rozpuszczam tego mojego syneczka :)

niedziela, 17 stycznia 2010

Makowe delicje


Aż w końcu ktoś mnie zapytał skąd ja biorę te moje przepisy na desery. No więc dzisiaj zdradzę moją tajemnicę zanim rozsypie się ona jak zamki na piasku. Przepisy pochodzą z mojego supertajnego zeszytu. Supertajnego i super zniszczonego. Do dnia dzisiejszego przetrwała tylko jedna jego połowa, gdyż druga nie wiadomo kiedy i gdzie uległa zagubieniu. Może kiedyś się odnajdzie, a może i nie. Średnio raz na miesiąc przeszukuję mieszkanie w poszukiwaniu tej połówki która ostała i gdy znajdę wypróbowuję jeden z zamieszczonych tam przepisów, przepisów które zapisywałam i wklejałam do niego jakieś 20 lat temu, toteż nie dziwne że ząb czasu obszedł się z moimi notatkami w dosyć bezczelny sposób. Spróbuję ocalić przed zapomnieniem wszystko co było na jego kartach - więc dzisiaj:

Makowe delicje
25 dag mrożonych malin, 2 pojemniki twarożku, 3/4 szklanki mleka, 1 torebka cukru wanilinowego, 5 dag maku, 5 łyżek cukru, cytryna
Cytrynę sparzyć i obrać cienko skórkę. Mleko zagotować z cukrem wanilinowym, skórką z cytryny, oraz makiem. Gotować masę makową 15 minut mieszając by się nie przypaliła. Wycisnąć sok z cytryny. Twarożek utrzeć z cukrem oraz połową soku cytrynowego, wymieszać z ostudzoną masą makową. Rozmrożone maliny zmiksować z łyżką cukru oraz sokiem cytrynowym, przetrzeć przez sitko. Rozłożyć warstwami z masą makową w pucharkach, udekorować malinami.

Zdaje mi się że teraz desery nie są takie modne jak kiedyś przed laty, gdy deser był ukoronowaniem każdego obiadu. A więc może by tak choćby tylko w niedzielę?

wtorek, 5 stycznia 2010

ajerkoniak i likier czekoladowy


Kto miał w święta problem z przejedzeniem, a w sylwestra z przepiciem ten sobie tego wysokokaloryczno-alkoholowego posta opuści - a pozostałe osoby zapraszam na degustację wyśmienitych i gęstych likierów. Że tak zwany ajerkoniak był i jest nadal podstawowym popisem gospodyń śląskich;) do jakich z przyjemnością się zaliczam - nie byłabym sobą gdybym nie podzieliła się tym specjałem, a nawet byłoby to z mojej strony wysoce niegrzeczne.
Kto lubi likier jajeczny niech rzuci się teraz do kuchni by przyrządzić ten aromatyczny likier gdyż ten kupny się ani nie umywa, a przygotowanie jest bajecznie proste.

Likier jajeczny - ajerkoniak
5 żółtek, 1/4 l spirytusu, 30 dag cukru, 1/2 paczki cukru waniliowego, szklanka mleka

Tak brzmi oryginalny przepis - acz ja sobie go za każdym razem odrobinę modyfikuję dostosowując do swojego podniebienia. Przede wszystkim nie znoszę ostrych trunków - więc spirytus zastąpiłam wódką o którą zresztą łatwiej w moim domu;) Zamiast cukru wanilinowego używam wcześniej przyrządzonego cukru z laską wanilii, lub skórką cytrynową. Mleko używam kondensowane niesłodzone.
Żółtka ucieramy z cukrem na puszystą masę do momentu całkowitego roztarcia cukru. Do utartej masy dodajemy mleko i nie przerywając ucierania cienką stróżką wlewamy spirytus. Nie przerywamy ubijania aż zostanie wlany cały alkohol. Przelewamy do czystych karafek i odstawiamy na kilka dni w chłodne miejsce.
Podobnie przygotowuje się:

Likier czekoladowy
6 żółtek, 1/4 l spirytusu, 1 tabliczka czekolady mlecznej lub gorzkiej, szklanka cukru, 1 i 1/2 szklanki mleka
Czekoladę topimy i zalewamy mlekiem. Żółtka ubijamy na masę i dodajemy tak jak w poprzednim przepisie wpierw mleko ze stopioną czekoladą , a następnie bardzo powoli i nie przerywając ucierania alkohol. I ten likier aby nabrać odpowiedniej gęstości i smaku powinien parę dni odstać w chłodnym pomieszczeniu. I to jest w tym całym zamieszaniu najtrudniejsze. Ale gdy się już wyjmie nasze likiery ( a u mnie w domu nie obędzie się również bez kukułki - przepis był w ubiegłym roku) to można się delektować do woli i z przyjemnością.
A... i jedna uwaga. Z takich wąskich butelek to ciężko jest taki likier wygrzebać, bo to potrafi naprawdę porządnie zgęstnieć. W przyszłym roku zrobię w słoiku :)

Przepisy pochodzą z książki Elżbiety Łabońskiej "Śląska kucharka doskonała"