środa, 19 listopada 2008

Lody na pieczonych owocach


Przeglądając katalog trafiłam na książkę którą MUSZĘ mieć. A jak już ja coś MUSZĘ to wiem że muszę i już. To teraz wiem że do czasu jak jej nie dostanę będę myśleć przed snem, przy jedzeniu, podczas pracy i pewnie nawet w śnie nawiedzać mnie będzie. Pan mąż pewnie powie NIE (no bo na co ci kolejna książka) - ale co tam jego NIE przy moim MUSZĘ? W końcu dostanę tą książkę i już!
Książka jest naturalnie kulinarna, ale na razie ciiii...
Tymczasem próbuję zagłuszyć myśli okładem z lodów. A że deszcz, wiatr i ciemność za oknem do lodów przyda się coś słodkiego i ciepłego. Ot tak dla kontrastu.
Więc potrzebne będą 2 późnojesienne jabłka, np. szara reneta (najbrzydsze i najlepsze pod słońcem) 2 banany, garść rodzynek, 2-3 łyżki cukru, szczypta cynamonu (duża szczypta)
Owoce kroimy na duże kawałki, mieszamy z cukrem, rodzynkami, wstawiamy w naczyniu żaroodpornym do nagrzanego pieca i pieczemy do miękkości.
Wracając do renety w moich rozmyślaniach wspomniałam takie pewne stare drzewo które rosło u sąsiadów za płotem, a gałęzie miało w przeważającej części po stronie naszej. Tak więc my mieliśmy jabłka a sąsiad miał liście. Trzeba przyznać że owoce miało wyjątkowo duże i smaczne więc cieszę się że sąsiad wtedy go nie ścinał mimo że z darów jego nie korzystał, kto wie może nawet nie lubił jabłek. Ja z kolei bardzo, a najbardziej szarą renetę i na surowo i w kompocie i w szarlotce.
O właśnie owoce się upiekły i boski zapach rozchodzi się po kuchni. Więc nim jeszcze gorące wykładam na talerzyk, do tego duża porcja lodów i keks bitej śmietany... Jeszcze tylko posypać cynamonem i...
I znikam w objęciach słodkiej choć późnej jesieni.

Brak komentarzy: